piątek, 29 lipca 2011

Rower ubezpieczony od spotkania z yeti

Polski rowerzysta wykupując auto casco dla swojego roweru ubezpiecza go nawet od zderzenia ze statkiem powietrznym i uderzenia lawiny, nie ubezpiecza go natomiast od kradzieży. Notorycznie słyszy się, że komuś skradziono rower, nie słyszałam by komukolwiek statek powietrzny spadł na rower lub też by porwała go lawina. Wykupując ubezpieczenie roweru jesteśmy przekonani, że ubezpieczamy go przede wszystkim od kradzieży i nie jesteśmy z tego błędnego myślenia wyprowadzani, a wręcz jesteśmy wprowadzani w błąd. Takie traktowanie klienta zachęca do tego by poszkodowany szukał statku powietrznego, który właśnie spadł w celu podłożenia pod niego czegoś co rower przypomina lub czekanie na lawinę by zgłosić, że gdzieś pod tonami śniegu spoczywa nasz rower. Prawdopodobieństwo wystąpienia zjawisk nadprzyrodzonych jakimi obdarowuje się ubezpieczającego rower jest tak prawdopodobne jak spotkanie yeti czy Edwarda Nożycorękiego w realu.  Wydawać by się mogło, iż równie nieprawdopodobne jest to, że sprzedawane są tak nierealne ubezpieczenia rowerowe z góry zakładające niemożliwość wystąpienia sytuacji prowadzących do wypłaty odszkodowania.  A jednak są one sprzedawane i gwarantują 100% zysku jako ubezpieczenia od zdarzeń nierealnych do zaistnienia w świecie rowerowym.  By nie poczuć się jak jeleń dwa razy zrobiony w trąbę lepiej nie ubezpieczać roweru, a po ewentualnej kradzieży  czego nikomu nie życzę, zaoszczędzone 200 lub 300 zł które byśmy wydali na  ubezpieczenie wydać na cokolwiek.

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna